Rozdział V - Obrona

 27.11.2009

         Tym razem moją opowieść przerwało wejście Amy, która wołała Karolinę na jej ulubiony program.
         - No co ty mamo, teraz miałabym iść oglądać serial? Muszę się natychmiast dowiedzieć, co było dalej!
         - Też tak zareagowałam jak byłam w twoim wieku, wiesz? – roześmiała się Amy. – No dobrze, w takim razie kontynuuj opowieść – zwróciła się do mnie i z uśmiechem na ustach wyszła z pokoju.
         Ja zaś powróciłam do przerwanego momentu.


         Czułam jego oddech na swojej szyi. Bałam się krzyczeć, poruszyć, cokolwiek. Jedynym moim ratunkiem był Erik, ale skąd mógł wiedzieć, że grozi mi niebezpieczeństwo?
         Wtem przez głowę przebiegła mi pewna myśl. Poczułam chłodny krzyż na swojej szyi i niewiele myśląc, sięgnęłam po niego.
         Wampir nie domyślał się, co zamierzam uczynić, więc nie próbował mnie powstrzymać. Poczułam jak powoli dotyka ustami mojej szyi, delektując się moim strachem. Ledwie powstrzymałam mdłości. Jednym szybkim ruchem wyciągnęłam krzyżyk i sięgnęłam nim do tyłu, przez lewe ramię, kierując na twarz wampira.
         Mężczyzna zawył przeraźliwie i odskoczył ode mnie. Zerwałam krzyżyk z szyi i wyciągnęłam go przed siebie, osłaniając się nim jak tarczą. Na szyi wampira ujrzałam ślad po oparzeniu, dokładnie w kształcie mojego krzyża.
         - Będziesz błagać o śmierć! – krzyknął do mnie, podnosząc górną wargę i ukazując ostre kły. – Zapłacisz mi za to znamię! Będziesz umierać godzinami! I wyć z bólu! – Zaczął krążyć wokół mnie, próbując zajść mnie od tyłu, ale ja mocno ściskałam w dłoni moją oręż – maleńki krzyżyk. Był o wiele mniejszy od miecza, a wampirom zadawał o wiele większe obrażenia i był dla nich zdecydowanie groźniejszy.
         Wiedziałam jednak, że długo nie dam rady utrzymywać go na dystans. Wystarczy, że wytrąci mi krzyżyk z ręki. Pomimo groźby tortur, nie żałowałam, że go zraniłam. Nie poddam się bez walki. W końcu jestem królewską córką!
         Nagle wampir znalazł się za mną. Pchnął mnie, a ja upadłam. Krzyżyk wypadł mi z ręki. Wtedy mężczyzna kopnął go z taką mocą, że poleciał i wpadł do rzeki.
         - I co teraz, mała, krucha, ludzka istoto? – Roześmiał się głośnym, przerażającym śmiechem, który przypominał skrzypienie trumny, kiedy Erik ją zamykał lub otwierał.
         Ruszył w moją stronę, a ja nie byłam w stanie wstać i uciekać. Zastanawiałam się gorączkowo, co robić, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
         - Zostaw ją. – Usłyszałam. To był Erik. Stał za nim. Znowu przybył mi na ratunek w ostatniej chwili.
         - To moja krew! – zawołał jasnowłosy wampir.
         - Ona jest przeznaczona na moją podopieczną i nie pozwolę ci jej skrzywdzić, Dark. A poza tym… zaraz, ale co ty masz na szyi? – Spojrzał na niego i wybuchnął śmiechem. – Nieźle cię urządziła moja mała królewna!
         Dark wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć, więc Erik błyskawicznie znalazł się pomiędzy mną a nim.
         - Zabiję tą… – Tu posypały się nie cenzurowane przekleństwa.
         - Daj spokój, idź polować gdzieś indziej. Tu jest moje terytorium, dobrze o tym wiesz.
         - Długo cię nie było.
         - Ale już jestem. Wynoś się stąd albo cię wyrzucę – zagroził Erik. Dark był wściekły. Jego czerwone oczy wysyłały gniewne błyski. Nagle rzucił się na Erika, ale ten kilkoma sprawnymi ruchami go zablokował. Pomimo postury Darka, mój opiekun w jednej chwili powalił go na ziemię.
         - Myślisz, że jesteś silniejszy ode mnie? – spytał Erik drwiącym głosem. – Mógłbym cię teraz zabić i nic by mi nie zrobili, bo ty zaatakowałeś mnie pierwszy na moim terytorium.
         - Przepraszam – wycharczał jasnowłosy wampir. – Obiecuję, że nie tknę tej twojej małej… tylko mnie puść!
         W mgnieniu oka Erik znalazł się w pozycji stojącej, a Dark zerwał się z ziemi i stanął przed nim. Bał się go. Spojrzał na mnie z nienawiścią i po chwili już go nie było. Wreszcie mogłam swobodnie odetchnąć. Niebezpieczeństwo minęło.
         - Dziękuję, że znowu mnie uratowałeś – powiedziałam.
         - Cóż, taka moja rola. – Uśmiechnął się i pomógł podnieść mi się z ziemi.
         - Mój krzyżyk. – Sięgnęłam do pustej szyi. – Wyrzucił mi go do rzeki! – Podbiegłam bliżej brzegu z nadzieją, że może pływa gdzieś niedaleko przy powierzchni i zaczęłam się rozglądać, ale nigdzie go nie widziałam.
         - Już go raczej nie odzyskasz.
         - Lubiłam ten krzyżyk! – Westchnęłam z rezygnacją.
         - Dzielna jesteś – powiedział Erik z uznaniem. – Nie wpadłaś w panikę, tylko zaczęłaś się bronić. Będziesz wspaniałą wampirzycą.
         - Nie będę żadną wampirzycą. Nawet o tym nie myśl!
         Roześmiał się i wziął mnie za rękę. Wróciliśmy do jego posiadłości.
         Mijały dni. Tygodnie. Miesiące. Erik czasem znikał na całą noc, ale większość czasu spędzaliśmy razem. Poznałam też historię jego służących. Opowiedziała mi ją kucharka – Agnes. Była to kobieta sporej postury, ale była naprawdę wspaniałym człowiekiem – po prostu serce na dłoni. No i świetnie gotowała.
         Kilka lat temu wyrzucono ją z pewnego dworu, bo stanęła w obronie służącej. Nie miała gdzie mieszkać, nie miała pieniędzy. Zaczęła żebrać. Była akurat zima. W końcu załamała się i postanowiła skoczyć do rzeki. Erik, który akurat tamtędy przechodził, powstrzymał ją i zabrał do siebie.
         Historia Lidii była jeszcze bardziej dramatyczna. Dziewczyna była sierotą, została sprzedana przez kuzynów na dwór pewnego markiza, który ją wykorzystywał na wszelkie możliwe sposoby i bił. W końcu ów markiz postanowił się ożenić. Lidia wiedziała, że swoją żonę prędzej czy później zacznie traktować tak samo i opowiedziała jej całą prawdę, pokazała liczne siniaki.
         Markiz wpadł we wściekłość. Najpierw obciął jej język, a potem wsadził do piwnicy i postanowił zagłodzić. Dziewczynie udało się uciec przez okno. Ludzie markiza ruszyli w pościg, ale Lidia skryła się tam, gdzie akurat spał Erik. O zmierzchu zastał ją, przerażoną i ranną. Zabrał ją więc ze sobą, zaopiekował się, nauczył pisać i czytać. Lidia przekazała mu swoją historię za pomocą pisma.
         Jeśli chodzi o Jacka, znalazła go Lidia, nieprzytomnego i wykrwawiającego się na śmierć. Sprowadziła Erika, który zaniósł go do siebie. Kiedy Jack odzyskał przytomność, opowiedział swoją historię.
         Był woźnicą pewnego hrabiego. Służył mu przez pięć lat, potem zaś przez zawiść oskarżono go o kradzież, podłożono kradzione przedmioty. Jack nie miał szansy na obronę. Wywieziono go do lasu i zaćwiczono batami. Gdyby nie pomoc Lidii, umarłby z pewnością. Nie wiadomo do końca, jaki był powód owej zawiści. Woźnica nigdy nikomu tego nie powiedział, może tylko Erikowi.
         Wiedziałam już, że oni wszyscy zawdzięczają mu życie. I coraz bardziej utwierdzałam się w swej pewności, że Erik jest dobry. Jego serce było pełne ludzkiej krwi, ale ludzie których zabijał byli źli, krzywdzili innych. On nigdy nie zabijał niewinnych. Wręcz przeciwnie, bronił ich i ratował im życie. A potem się nimi opiekował. Tak samo było ze mną. Z tą różnicą, że ja rzekomo miałam zostać wampirem.
         Erik opowiadał mi dużo o wampirach. Dowiedziałam się, że władcą Francji jest Romuald Dragon, podlega tylko najstarszemu wampirowi. Owego najstarszego nikt nie zna go osobiście, jedynie gdy w jakimś państwie zmienia się władca wampirów, przybywają posłańcy, którzy oficjalnie nadają wybranemu wampirowi ten statut. Potem wyjeżdżają i nikt nie wie, dokąd.
         Romuald został władcą wampirów już w XII wieku. Kilku silnych wampirów próbowało go zabić i przejąć władzę, ale jak do tej pory, żadnemu się to nie udało. Skończyli zamknięci w trumnach.

         Minęła jesień, nadeszła zima. Śnieg zasypał drogi. Na zewnątrz nie miałam ochoty wychodzić, bo było zimno, więc błąkałam się tylko z kąta w kąt, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić.
         Poszłam do Erika, właśnie obudził się ze snu. Na jego stoliku dostrzegłam list.
         - Co to takiego?
         - Nic ważnego. Zaproszenie na bal.
         - A jaki bal? Uwielbiam bale. – Usiadłam i się rozmarzyłam. Muzyka, tańce… szkoda, że już nigdy nie będę mogła być na królewskim balu. Te piękne czasy minęły bezpowrotnie.
         - To bal dla wampirów, od Romualda – wyjaśnił Erik. – Rzadko kiedy tam chodzę, a ostatnio w ogóle.
         - To znaczy, że chodzą tam same wampiry?
         - No, niezupełnie. Wchodzą tam również ludzie. Tylko, że raczej już nie wychodzą.
         Zabrzmiało przerażająco.
         - Jak wygląda taki bal? Opowiedz mi – poprosiłam.
         - Może sama będziesz miała okazję się przekonać? – Zamyślił się. – Nie wiem, czy to jest dobry pomysł, ale na te bale chodzą czasem ludzie, którzy mają stać się wampirami.
         Nagle zapragnęłam tam pójść. To był impuls, decyzja podjęta pod wpływem nudy i monotonii. Chciałam zobaczyć coś nowego, ciekawego.
         - Mogłabym udawać, że mam zamiar zostać twoją podopieczną! A kiedy jest ten bal?
         - Za dwa tygodnie.
         - To sporo czasu. Ale tam naprawdę zabijają ludzi?
         - Każdy przyprowadza sobie człowieka i na koniec balu go zabija. Jeśli wyjdziemy wcześniej, poznasz swoje przyszłe życie nieco bliżej i nie będziesz musiała oglądać krwawej jatki. Tylko czy na pewno chcesz tam iść?
         Musiałam się zastanowić. Krwawy bal dla wampirów to była niezbyt zachęcająca perspektywa, tym bardziej, że nie zamierzałam nigdy stać się jedną z nich. Pragnęłam natomiast wiedzieć wszystko o życiu Erika i zagłębić się jeszcze bardziej w naturę wampirów. Gdybym wiedziała, co mnie tam czeka, pewnie bym nie poszła. Ale ciekawość była tak głęboko zakorzeniona w mojej naturze, że musiałam tam pójść i zobaczyć to wszystko na własne oczy. Zignorowałam więc głos rozsądku i opowiedziałam:
         - Tak, chcę iść na ten bal.
         Dwa najbliższe tygodnie dłużyły się niemiłosiernie. Ostatnie dni spędziłam na przymiarce sukien, butów, przeglądaniu się w lustrze. Erik śmiał się ze mnie, że niedługo lustro pęknie z przepracowania.
         W końcu nadszedł ten dzień. Wyjechaliśmy tuż po zachodzie słońca. Godzinę później już byliśmy na miejscu.
         Ubrana byłam w ciemnoczerwoną, marszczoną, obcisłą suknię z wąskimi rękawami, czarny pas na biodrach, do tego bordowe rękawiczki. Suknia sięgała niemal do ziemi, ale przy każdym kroku ukazywała moje czerwone buciki. Lekki dekolt, na szyi rubinowy naszyjnik. Na ramionach miałam ciemny płaszcz, zapinany pod szyją. Włosy miałam luźno spięte do tyłu, ale większość spływała mi swobodnie na plecy. Ogólnie mówiąc, na owe czasy to był niezbyt skromny strój i takaż fryzura.
         Erik miał na sobie krótką, czarną, dopasowaną koszulę, wąskie, ciemne spodnie i czarne buty. Do tego długi płaszcz – oczywiście czarny. Wyglądał jak prawdziwy wampir, a ja – jak jego dama.
         Wysiedliśmy z powozu. Rozejrzałam się z zainteresowaniem. Wokół rozciągało się pustkowie, a na nim stał duży pałac, który w ogóle tutaj nie pasował. Otoczony był murem. Erik podał mi rękę. Skierowaliśmy się do pałacu. Wyglądał jak opuszczony, wokół zalegała cisza. Mroczna cisza, od której ciarki przechodziły po plecach.
         - Na pewno dobrze trafiliśmy? – spytałam cicho.
         Wampir uśmiechnął się tylko i podeszliśmy do wrót. Otworzyły się tuż przed nami. Stał tam wysoki, potężny mężczyzna w purpurowym płaszczu, rozpoznałam, że to wampir. Erik podał mu zaproszenie. Strażnik ukłonił się przed nami i wpuścił nas do środka. A kiedy weszliśmy, brama zgrzytnęła i się zamknęła.
         Byliśmy na dziedzińcu. Strażnik poprowadził nas prosto do sali balowej, skąd dobiegała muzyka i szmer tańczących. Kiedy tam weszliśmy, oniemiałam.

1 komentarz:

  1. tiara.jerevell@onet.eu
    27 listopada 2009 o 21:12

    Podziwiam Amandę! Rzeczywiście jest dzielna i na dodatek pomysłowa! I ten bal :D:D to najbardziej uwielbiam w książkach! Bale :D no cóż u mnie też jest nowy wpis na Miasto Nocy ;) wreszcie napisałam :)PozdrawiamTiara
    Odpowiedz
    tiara.jerevell@onet.eu
    27 listopada 2009 o 21:49

    Nie chciałam robić powtórzeń, ale jak trochę trudno jest się połapać to to poprawię ;) A i zaczynam pisać kolejny rozdział. Mam nadzieję, że pojawi się już niedługo ;) pozdrawiam
    Odpowiedz
    ~balljet.blog.onet.pl
    28 listopada 2009 o 11:17

    Świetny rozdział. Uwielbiam Amandę! No i ten bal. Oby więcej takich fragmentów.
    Odpowiedz
    ~Prithika
    5 marca 2011 o 11:25

    Czułam że Eric ją uratuje. Świetnie sie stało. A ten bal… Już nie mogę sie doczekać co sie tam wydarzy.
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    2 lipca 2011 o 16:08

    Amanda po raz kolejny znalazła się w opałach, a pomógł jej nie kto inny tylko Erik. ;) Coraz bardziej go lubię. Zdaje się, że Erik wyznaje te same zasady co Edward Cullen, kiedy jeszcze zabijał. On także żywił się wtedy jedynie krwią złych ludzi. Bal wampirów zapowiada się niezwykle interesująco. xD

    OdpowiedzUsuń