Rozdział IV - Pod opieką wampira

24.11.2009

         Przerwałam, widząc, że Karolina zasypia. Pomimo jej protestów postanowiłam, że dokończę jutro.
         - Teraz się porządnie wyśpij, moja droga – powiedziałam.
         Następnego dnia szybko zjadła śniadanie i usiadła naprzeciwko mnie.
         - Skończyłaś na opowieści Erika – przypomniała mi. - Ale co się stało z Filipem?
         - Wyobraź sobie, że zadałam Erikowi to samo pytanie.


         - Co się stało z Filipem?
         Erik spojrzał na mnie i uśmiechnął się smutno.
         - Filip znalazł sobie innego podopiecznego. A właściwie podopieczną.
         - Po zapachu?
         - No właśnie nie. Podobała mu się, więc ją porwał i zamienił w wampira.
         - Bez jej zgody?
         - Wręcz przeciwnie. Była zachwycona życiem nocnego łowcy. Ale Filip szybko jej się znudził. Znalazła sobie człowieka, zdradziła swojego opiekuna. Filip się – delikatnie mówiąc - zdenerwował i go zabił. Wtedy ona zabiła Filipa.
         - Swojego opiekuna? - zdziwiłam się. Świat wampirów coraz mniej mi się podobał. Chociaż w świecie ludzi w zasadzie nie było lepiej.
         - Tak się kończy nieodpowiedzialne zamienianie niewłaściwych osób w wampiry. Ale poniosła karę. Za bezpodstawne morderstwo innego wampira grozi kara śmierci. Związano i zostawiono ją na słońcu.
         Ach, więc w świecie wampirów też istnieją jakieś prawa.
         Doszliśmy do jego kryjówki. Na myśl, że spędzę tam kolejny dzień, zrobiło mi się niedobrze.
         - Znowu tutaj? Nie masz lepszego miejsca? - jęknęłam.
         - Jutro wyjedziemy do Nantes w Bretanii. Tam mam własną posiadłość, zamieszkasz więc w lepszych warunkach.
         Zatrzymałam się raptownie.
         - Nigdzie nie jadę. - Podparłam się pod boki.
         - Dlaczego?
         - Muszę pomścić moich rodziców.
         - Ech, ale ty jesteś uparta. - Erik oparł się plecami o ścianę i pokręcił głową. W jego oczach ujrzałam nutkę zniecierpliwienia. - Zróbmy tak. Pojedziemy teraz do Nantes. Przez pewien czas będą cię szukać, ale ze mną będziesz bezpieczna. Wrócimy tutaj, powiedzmy, za trzy lata. Jeśli wciąż będziesz się upierać przy zemście, pomogę ci. Zgadzasz się?
         Trzy lata. To dużo. Ale sama nie dam rady ich zabić. Nie byłam aż tak naiwna, dobrze zdawałam sobie z tego sprawę. Gdyby Erik mi pomógł... właściwie to nad czym ja się zastanawiam? I tak nie mam innego wyboru.
         - Dobrze. Niech tak będzie.
         Weszliśmy do środka. Poczułam znowu ten okropny zapach, wypełniający pomieszczenie. Zeszliśmy do piwnicy, prawie niczego nie widziałam, bo było ciemno.
         - Zostań tutaj, niedługo wrócę – nakazał Erik. I po chwili już go nie było.
         Westchnęłam i usiadłam na łóżku. Było strasznie twarde i niewygodne, ale lepsze to niż na podłodze. Albo w trumnie.
         Oparłam się o ścianę, podkuliłam pod siebie nogi i zaczęłam się zastanawiać nad przyszłością. Nie jawiła się przede mną zbyt optymistycznie. Byłam teraz wyzutą ze wszystkiego księżniczką, bez rodziny, bez pieniędzy, zdana na łaskę wampira. Cóż mogłam zrobić?
         Przede wszystkim musiałam zabić tych, którzy mi zagrażają. Erik pomoże mi dopiero za trzy lata, musiałam to zaakceptować. Zemsta była teraz moim celem.
         Nie zastanawiałam się nad tym, co będzie potem. Po zemście. Zajęła ona moje myśli, zatruła serce. Zakładałam, że potem jakoś wszystko się ułoży. Śmierć morderców mojej rodziny wszystko rozwiąże. Nie wybiegałam myślą w dalszą przyszłość. Tylko te trzy lata.
         Zasnęłam, ale kiedy Erik wrócił, obudziłam się. Wschodziło już słońce. Wydawał się śpiący, zmęczony.
         - Jutro po południu wyjeżdżamy. Wyśpij się – powiedział.
         - Chyba w nocy? - zapytałam.
         - Po południu. Pojedziemy krytym powozem, ochroni mnie przed słońcem. Resztę jutro ci wyjaśnię. Dobranoc. - Podszedł do kotary, odsłonił, otworzył trumnę i wszedł do niej. Wpatrywałam się w niego z przerażeniem.
         - Nie możesz spać na łóżku?
         - Tutaj jest tylko jedno łóżko, nie zauważyłaś? Ale jak chcesz to możemy się zamienić.
         - Bardzo zabawne – mruknęłam.
         - Drewno daje nam siłę – wyjaśnił. - Miłych snów. - I zamknął trumnę.
         - Dobranoc – zawołałam i zasunęłam kotarę. Położyłam się na tym czymś, co przypominało łóżko, ale długo nie mogłam zasnąć.
         Gdy się obudziłam, bolały mnie chyba wszystkie kości. Przy łóżku stało przygotowane śniadanie. Nie jadłam kolacji, więc byłam głodna. Zjadłam wszystko. Byłam ciekawa, skąd Erik bierze to jedzenie, wolałam jednak nie pytać.
         - Dzień dobry – powitał mnie wampir. Uśmiechnął się i usiadł obok mnie. - Jedziemy do Bretanii.
         Przed domem, w cieniu, stał powóz. Czarny. No tak, jakżeby inaczej. Na koźle siedział niski, chudy i wąsaty mężczyzna. Nie wyglądał na wampira. Otworzył mi drzwiczki, wsiadłam, a za chwilę obok mnie znalazł się Erik. Był owinięty w ciemny płaszcz z kapturem. Woźnica zamknął drzwi i po chwili powóz ruszył.
         Wampir zrzucił płaszcz. Okna w powozie były szczelnie zasłonięte, więc nie mogłam nawet rozejrzeć się po okolicy. Pędziliśmy z niesamowitą szybkością, aż zaczęło mi się kręcić w głowie.
         - Czemu tak szybko jedziemy? - spytałam.
         - Żeby dotrzeć przed świtem - odparł Erik.
         Rozmawialiśmy trochę w czasie drogi, więc podróż minęła szybko. W końcu powóz się zatrzymał. Woźnica otworzył nam drzwiczki.
         - Jesteśmy na miejscu, księżniczko – zwrócił się do mnie. A więc wiedział, kim jestem.
         - Dziękuję, Jack. Możesz odejść – powiedział Erik.
         Jack ukłonił się i zaczął wyprzęgać konie.
         - Zna mnie? Wie, kim ty jesteś? - pytałam wampira.
         - To zaufany człowiek. Cóż, zapraszam do mojej posiadłości.
         Rozejrzałam się wokoło i ogarnął mnie zachwyt. Tu było przepięknie. Pomimo że było już po zachodzie słońca, blask księżyca rozjaśniał wszystko. Przed moimi oczami rozpościerał się niezwykły krajobraz. Piękny ogród, z mnóstwem kwiatów, od którego nie można było niemal wzroku oderwać. W centrum stał niewielki domek, składał się z dwóch skrzydeł a obok niego zbudowane były stajnie. Dom nie był na szczęście czarny, tylko biały.
         W środku panował pogodny wystrój. Nie były to co prawda dworskie warunki, ale po cuchnącej piwnicy to i tak bardzo miła odmiana. W środku była służąca, kucharka i Jack, który był nie tylko woźnicą, ale i majordomusem. Służąca była niemową, miała na imię Lidia i ciągle się uśmiechała. Od razu ją polubiłam. Nigdy wcześniej nie zwracałam uwagi na służbę. Byłam przecież księżniczką. Teraz było inaczej. Zmieniłam się, bo życie wymagało ode mnie tych zmian. A to był dopiero początek.
         Kucharkę widziałam tylko raz, bo początkowo nie chodziłam do kuchni. Później to też się zmieniło. Cóż miałam robić całymi dniami? Spacerowałam po ogrodzie, zwiedziłam cały dom, byłam nawet w stajni. Ćwiczyłam władanie mieczem. No i rozmawiałam z Erikiem.
         Kładłam się spać przed świtem, tak jak on. Tutaj też miał swoją trumnę, ładniejszą niż tamta. Ja miałam swój pokój, kiedy pierwszy raz do niego weszłam, spotkała mnie miła niespodzianka. Okazało się, że były tam piękne suknie, pantofle i inne dworskie ubrania. Było też lustro – jedyne w całym domu.
         Spaliśmy do południa. Powoli przyzwyczaiłam się do nocnego rytmu życia. Czasem ja wstawałam pierwsza, czasem on. Rozmawialiśmy o wszystkim. Opowiadał mi o Filipie, o swoim życiu jako człowiek, potem jako wampir. Nigdy jednak nie powiedział mi dokładnie, ile ma lat. Wiedziałam tylko, że żył w czasach starożytnych – może w III albo w IV wieku? Wiedziałam tylko, że przeżył mnóstwo i wiedział o świecie więcej, niż ktokolwiek inny.
         Wieczorem, po zachodzie słońca, wychodziliśmy na spacery. Nantes leży nad Loarą – często siadaliśmy nad jej brzegiem lub wędrowaliśmy wzdłuż niej. Mijaliśmy ludzi, którzy nie mieli pojęcia, kim jesteśmy. Raz na dwa tygodnie chodził na polowanie. O nic go nie pytałam, nie musiałam. Był moim przyjacielem, moją opoką, podporą. To, że żywił się krwią przestało mieć dla mnie znaczenie – przynajmniej, dopóki tego nie widziałam.
         Pewnego wieczoru wyszłam sama na spacer. Erik załatwiał jakieś sprawy z Jackiem więc powiedziałam, że znajdzie mnie gdzieś wzdłuż Loary. Powiedział, żebym po zmierzchu była blisko posiadłości, ale przeszłam za daleko i gdy ostatnie promienie słońca zastąpił nieśmiały blask księżyca, zorientowałam się, że głupio zrobiłam i szybko ruszyłam z powrotem.
         I wtedy drogę zastąpił mi wysoki, krępy mężczyzna. Jasne włosy miał potargane, a oczy jarzyły się czerwonym blaskiem. Zrozumiałam, że mam do czynienia z wampirem.
         Nie było sensu uciekać. I tak by mnie dogonił. Obronić się też nie byłam w stanie. Jedyne, co mogłam robić, to grać na zwłokę. I tak właśnie zrobiłam.
         - Witam cię, mógłbyś pozwolić mi przejść? - spytałam słodkim głosem.
         - Raczej nie – odparł wampir. Miał ochrypły, niemiły głos od którego włosy jeżyły się na głowie. Podszedł do mnie.
         - Nie zbliżaj się, wampirze! - zawołałam, wpadając w panikę. Na myśl, że on mógłby mnie dotknąć, poczułam obrzydzenie.
         - Co powiedziałaś? - Zatrzymał się, zdumiony.
         - Wiem, kim jesteś. Nie wolno ci mnie zabić. Jestem...
         - Nie obchodzi mnie, kim jesteś, dziewczyno. Ważne jest, jak smakuje twoja krew. Wiesz kim jestem, a więc wiesz również, czego chcę. - Złapał mnie w pół, przycisnął do siebie a na swojej szyi poczułam jego ohydny oddech.

1 komentarz:

  1. ~Tiara
    24 listopada 2009 o 16:48

    W takim momencie! Mam nadzieję, że Erik przybędzie na czas! o ile przybędzie. Ta końcówka trzyma w napięciu! już nie mogę się odczekać dalszej części ;) Pozdrawiam
    Odpowiedz
    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    26 listopada 2009 o 09:29

    Świetna końcówka! Nie trzymaj nas długo w niepewności!
    Odpowiedz
    ~Prithika
    5 marca 2011 o 11:20

    jejku, ale budujesz dramaturgię. Końcówka rewelacyjna. Pędzę do kolejnego rozdziału :-)
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    2 lipca 2011 o 15:56

    Wow. Zaskakujący obrót akcji. Lecę czytać dalszy ciąg. :)

    OdpowiedzUsuń