Rozdział III - Coś więcej o Eriku

19.11.2009

         Przerwałam ponownie, słysząc wołanie Amy.
         - Mama woła cię na kolację.
         - Nie jestem głodna. Opowiadaj dalej! Nadal nie usłyszałam odpowiedzi na dwa moje pytania.
         - Cierpliwości, wszystkiego się dowiesz. Chodźmy na kolację.
         Karolina jadła w szybkim tempie. Kwadrans później już byłyśmy w pokoju i kontynuowałam opowieść.


         Drażniło mnie, gdy Erik nazywał mnie Amandą. Miałam na imię Joanna, byłam księżniczką i chciałam, żeby o tym pamiętał.
         - Nie nazywaj mnie Amandą. Mój ojciec zabronił...
         - Wiem, ale teraz to już nie ma znaczenia – przerwał mi mężczyzna. - Nie jesteś już księżniczką. Jeśli ktokolwiek dowie się, że żyjesz, znajdziesz się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Teraz jesteś Amandą. To ładne imię, więc nie marudź. Chodź. – Wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi.
         - Wychodzimy?
         - Tak. Zapadł zmierzch, przejdziemy się, odetchniesz świeżym powietrzem. - Podał mi ciemny płaszcz. Zauważyłam, że Erik ubrany jest w kolorze nocy. Długi, czarny strój podkreślał jego smukłą, aczkolwiek silną sylwetkę. Spojrzałam na siebie, miałam na sobie ciemną suknię z bufiastymi rękawami. Chyba do siebie pasowaliśmy, pomyślałam w przypływie czarnego humoru. Wampir i królewna.
         Założyłam płaszcz, Erik otworzył mi drzwi. Była tam drabina, weszłam na nią i wyszłam w opustoszałym mieszkaniu. Zobaczyłam kilka myszy – a może szczurów? - biegających po chałupce. Wzdrygnęłam się. Przeszłam parę kroków, ale było bardzo ciemno, potknęłam się. Wampir mnie przytrzymał, zanim zdążyłam upaść.
         - Uważaj. – Usłyszałam trzaśnięcie, jakby coś zamykał. Potem wziął mnie za rękę i poprowadził do drzwi. Otworzyłam je i wyszłam.
         Otoczyło mnie świeże powietrze. Odetchnęłam z ulgą. Po chwili zrobiło mi się zimno, więc szczelniej otuliłam się płaszczem.
         - Chodź. - Erik wziął mnie za rękę. Nie miałam nic przeciwko temu. Przy nim czułam się bezpieczna.
         - Dokąd idziemy?
         - Na grób twojej rodziny.
         Zamilkłam. Czułam, jak łzy napływają mi do oczu, ale je powstrzymałam. Wiedziałam, że nie mogę się teraz rozpłakać.
         - Ile już czasu minęło?
         - Dwie doby leżałaś nieprzytomna. Już się zaczynałem o ciebie martwić.
         - Kiedy ich pochowano?
         - Dzisiaj koło południa.
         - Ktoś wie, że ja żyję?
         - Pałac spłonął. Wszyscy myślą, że zginęłaś w pożarze. Ale mordercy znają prawdę.
         - Znajdę ich i zabiję – postanowiłam. Wiedziałam, że muszę to zrobić. Bez względu na wszystko.
         - Uwierz mi, zemsta nie przyniesie ulgi – powiedział cicho Erik.
         - Ale przyniesie sprawiedliwość!
         - Zemsta i sprawiedliwość to dwa różne pojęcia, Amando.
         Zatrzymałam się.
         - Mógłbyś mi wyjaśnić, skąd znasz moje ostatnie imię i czemu mi pomagasz? Skoro uratowałeś mi życie, to może pomógłbyś mi znaleźć i zabić morderców mojej rodziny?
         Erik pociągnął mnie za rękę.
         - Wyjaśnię ci na miejscu.
         Doszliśmy na cmentarz. Myślałam, że wampir zatrzyma się w bramie, ale on ruszył za mną.
         - Tu są krzyże – ostrzegłam.
         - Naprawdę? Nigdy bym nie zauważył – mruknął ironicznie Erik. Wzruszyłam ramionami. Puścił moją dłoń i przepuścił mnie w bramie. Kiedy przeszłam, nagle znalazł się przede mną. - Chodź.
         Ruszyłam za nim. Szedł szybkim krokiem między grobami ze spuszczoną głową. W końcu zatrzymał się i podniósł wzrok.
         Podeszłam, a nogi się pode mną uginały. Przed nami był królewski grobowiec. Erik wszedł pierwszy.
         Byli tam wszyscy. Moi rodzice i brat. Moje imiona też tam były wyryte. Z wyjątkiem ostatniego. Joanna Maria Karolina. Jeszcze kilka dni temu byliśmy w pałacu, rozmawialiśmy, śmialiśmy się... a teraz już nigdy ich nie zobaczę. Dopiero po śmierci.
         - Ja też tu jestem. Tak jakbym wtedy z nimi umarła. To bez sensu. Też powinnam tu leżeć. Razem z nimi! - powtarzałam w kółko. I się rozpłakałam. Erik znowu mnie przytulił. Płakałam długo. W końcu przestałam.
         - Opowiedz mi, czemu mnie uratowałeś – poprosiłam.
         - To było prawie szesnaście lat temu. Szedłem na polowanie, gdy usłyszałem przejmujący płacz dziecka. Zobaczyłem wampirzycę, która biegła, trzymając maleństwo w ramionach. Lubiła pić dziecięcą krew, podobno im młodsza, tym lepiej smakowała. Powiedziała mi, że porwała książęcą córkę. Kazałem jej oddać dziecko. Kiedy nie posłuchała, odebrałem je siłą. Broniła się i groziła mi zemstą, ale była o wiele słabsza ode mnie. Wiesz, czemu tak bardzo zależało mi na życiu tego dziecka?
         Pokręciłam przecząco głową.
         - Bo poczułem zapach, którego już nigdy nie zapomniałem. Poczułem, że będzie moją podopieczną. Przyszłą wampirzycą. Oddałem ją matce. Księżna, która rozpaczała i wysyłała rycerzy w poszukiwaniu swej córki, uradowała się niezmiernie. Chciała mnie obsypać złotem, ale odmówiłem. Zamiast nagrody poprosiłem, aby nadała dziewczynce imię Amanda. Była zdziwiona tym pomysłem, imię wydawało jej się pogańskie, książę nawet otwarcie się sprzeciwił, ale w końcu księżna się zgodziła i do imion Joanna Maria Karolina dodano ci imię Amanda.
         Zamilkł. Nie byłam w stanie się odezwać. W końcu wykrztusiłam:
         - Ta królewna... to byłam ja?
         Skinął głową.
         - Ale dlaczego Amanda? I dlaczego ja? Co teraz ze mną będzie? Co to znaczy, że będę twoją podopieczną? - Tysiące pytań cisnęło mi się na usta.
         Pogłaskał mnie po policzku.
         - Widzisz, księżniczko, wiedziałem wtedy, że taki zapach oznacza tylko jedno – ta osoba będzie wampirem, a tym kto ją przemieni i się nią zaopiekuje, będę ja.
         Odskoczyłam od niego jak oparzona.
         - Nie! - zawołałam. - Nie będę wampirem! Nie zmusisz mnie! Nigdy!
         - Nie krzycz - syknął. - Oczywiście, że cię nie zmuszę. Jeśli nie będziesz chciała, trudno. Nie wolno nikogo zmuszać, aby stał się wampirem. Ale wiem, że kiedyś zmienisz zdanie. Poczekam. Mam czas.
         - Prędzej umrę – odparłam stanowczo.
         - Możliwe – zgodził się pojednawczo Erik.
         - Co to znaczy, że będę twoją podopieczną? - zapytałam, pełna podejrzeń. - Będę musiała zostać twoją żoną?
         Z jednej strony taka perspektywa nie była najgorsza. Erik miał w sobie coś niesamowitego, a ja byłam w idealnym wieku do zamążpójścia. Właściwie to już dawno powinnam być mężatką.
         Z drugiej strony jednak, małżeństwo z wampirem napawało mnie głębokim lękiem.
         Erik patrzył na mnie przez chwilę, a w jego oczach widziałam rozbawienie. Nagle roześmiał się cicho i westchnął.
         - Cóż też ci chodzi po głowie, królewno. – Pokręcił głową. Poczułam, jak twarz mnie piecze.
         - Słyszysz moje myśli? - spytałam, przerażona perspektywą, że cały czas wiedział, co sobie myślałam.
         - Skądże. Chodziło mi o to, co powiedziałaś. Ale patrząc na twoją czerwoną twarz, aż pękam z ciekawości, co sobie pomyślałaś.
         Zrobiłam się jeszcze bardziej czerwona.
         - Nie musisz się bać, Amando. Nie zostaniesz moją żoną, ani ja twoim mężem. Opiekun i jego podopieczna rzadko kiedy są udanym małżeństwem, to jest raczej niewskazane.
         - Ale kim jest w takim razie ten opiekun? - spytałam.
         - Opiekun to wampir, który przemienia człowieka w wampira. Powinien to zrobić tylko za zgodą zainteresowanego i swoją własną – chodzi mi o ten niezwykły zapach podopiecznego. Niestety, większość wampirów nie przestrzega tych reguł. – Westchnął.
         - Czy podopieczny po przemianie w wampira musi robić to, co mu każe opiekun?
         - Niezupełnie. Powinien, ale opiekun nie jest w stanie go zmusić. To jest trochę skomplikowane. Opiekun, który przemienia człowieka w wampira, bierze na siebie odpowiedzialność za niego. Łączy ich silna więź, dzięki której jeden zawsze znajdzie drugiego. Zawsze wyczuje, gdy będzie w niebezpieczeństwie. Mogą też porozumiewać się w myślach, ale to jest bardzo trudne i potrzeba do tego mnóstwo wysiłku.
         Zamyśliłam się, próbując sobie to wszystko jakoś poukładać.
         - Czy ta więź zostaje aż do śmierci? - zapytałam.
         - Niekoniecznie. Może ją przerwać opiekun – nabywając nowego podopiecznego albo też podopieczny – stając się opiekunem.
         - Ja nie zostanę twoją podopieczną – ostrzegłam.
         Uśmiechnął się smutno.
         - Mogę ci obiecać, że nie przemienię cię wbrew twojej woli, jeśli cię to uspokoi.
         - Wierzę ci – zapewniłam. To prawda. Wierzyłam mu. Czułam, że mogę mu zaufać.
         Pomodliłam się na grobie mojej rodziny i w myślach przyrzekłam im, że pomszczę ich śmierć. Potem wyszliśmy z grobowca.
         Przeszliśmy szybko przez cmentarz, za bramą Erik zwolnił.
         - Opowiedz mi o sobie – poprosiłam go.
         - Cóż, kiedy miałem dwadzieścia sześć lat, spotkałem Ismenę. Zakochałem się, ona też. Ale ona była ateńską księżniczką, ja jedynie wolnym obywatelem. Mieliśmy romans. Zaszła w ciążę. Nie chciała nikomu powiedzieć, czyje to dziecko. Wywieźli ją z państwa, ale ja pojechałem za nimi. Urodziła nam śliczną córeczkę. Spotykaliśmy się potajemnie. To były najcudowniejsze chwile w moim życiu. Nazwaliśmy dziewczynkę Amanda, to imię pochodzenia łacińskiego od słowa „amare” – kochać i oznacza „ta, która powinna być kochana”. Rok później odkryto naszą tajemnicę. Ismenę i naszą córkę zabrano, a mnie kazano zabić. Mieli rozszarpać mnie końmi, ale Ismena podobno zagroziła, że się zabije, więc mnie zasztyletowali. Zanim umarłem, przybył Filip. Wyczuł mnie po zapachu, takim samym, jak ty pachniesz dla mnie, Amando. Zmienił mnie w wampira. Szukałem ukochanej i córki, ale nigdy ich nie odnalazłem.
         Erik umilkł. Ja też nie byłam w stanie nic powiedzieć. Po chwili jednak spojrzałam mu w oczy i stwierdziłam:
         - Nadałeś mi imię po swojej córce.
         - Tak. Kiedy cię ujrzałem, to jakbym ją widział. Byłaś do niej taka podobna. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu? - zapytał z niepokojem.
         - Skądże. Wręcz przeciwnie, jest mi bardzo miło. Na pewno bardzo ją kochałeś.
         - Kochałem je obie. Jak nikogo na świecie.
         Wzięłam go za rękę i uścisnęłam.
         - To takie piękne imię. Dziękuję, że mi je nadałeś.
         Jego oczy lekko pojaśniały, przytulił mnie lekko i powiedział:
         - To ja dziękuję.
         Już wiedziałam, że nigdy nie zostawię Erika. Chociaż tak krótko się znaliśmy, to pojawiła się między nami więź, która miała przetrwać wieki. Więź przyjaźni.

1 komentarz:

  1. ~Tiara
    20 listopada 2009 o 14:41

    Trochę smutna ta historia… Ciekawa jestem czy Erik odnajdzie swoją rodzinę? i ciekawa jestem czy Amanda stanie się wampirem. czekam na dalszy ciąg :)
    Odpowiedz
    ~waampirzycaa.blog.onet.pl
    22 listopada 2009 o 07:51

    Bardzo podoba mi się ta historia. Świetnie napisana i dowiadujemy się tylu ciekawych rzeczy. Brawo! ;) Eric już mi się podoba, mam nadzieję, że prędzej czy później zakocha się Amandzie na zabój. O ile już tak nie jest.
    Odpowiedz
    ~Bree
    27 stycznia 2010 o 20:49

    A kuku! Tu jestem! Oh, dopiero ale dzielnie brnę do przodu! Więc tak bardzo podoba mi się pomysł na „twoje wampiry” są takie wampirowe? nie potrafię określić no nie są takie jak w Zmierzchu i to mi się podoba!Fajna wciągająca historyjka.Dobra jadę dalej!
    Odpowiedz
    ~Prithika
    5 marca 2011 o 09:57

    Wow, ale historia :-) Jestem pod wrażeniem.
    Odpowiedz
    ~Inscriptum
    2 lipca 2011 o 15:34

    Erik odsłania się przed Amandą, a ona zdaje się coraz bardziej do niego przywiązywać. W Eriku ujęła mnie ta opiekuńczość i styl bycia. :) Historie, które opowiadał Amandzie (naprawdę piękne imię ^^) były zagadkowe i interesujące. Świetnie to obmyśliłaś. Amanda jak widzę wypowiedziała zabójcom vendettę. Jestem ciekawa dalszego ciągu. xD

    OdpowiedzUsuń