26.04.2011
- No nie! Tylko tego tu brakowało! Jejku, powiedz, że Lily przeżyje... -
Karolina usiadła po turecku i patrzyła na mnie przestraszonym wzrokiem.
- I Erik też! Niech zabije tego łowcę! Zabił go?
Uśmiechnęłam się.
- Ale ty jesteś niecierpliwa – stwierdziłam.
- Podobno mam to po babci – odparła, szczerząc swe równe ząbki w uśmiechu.
Roześmiałam się głośno.
- Co fakt, to fakt! Nie zaprzeczę! No dobrze, to na czym skończyłyśmy?
- Na Diego?
- A tak, na Diego – potwierdziłam i wróciłam do opowiadania.
Uśmiechnęłam się.
- Ale ty jesteś niecierpliwa – stwierdziłam.
- Podobno mam to po babci – odparła, szczerząc swe równe ząbki w uśmiechu.
Roześmiałam się głośno.
- Co fakt, to fakt! Nie zaprzeczę! No dobrze, to na czym skończyłyśmy?
- Na Diego?
- A tak, na Diego – potwierdziłam i wróciłam do opowiadania.
Jeźdźcy błyskawicznie znaleźli się przy nas. Diego uśmiechnął się z satysfakcją na nasz widok.
- A więc tajemniczy informator miał rację, że tu was znajdę. - Skierował kuszę w naszą stronę.
- Nie mam teraz na ciebie czasu – syknął Erik i zwrócił się do Martina: - Co z Szoszannah?
- Ten łotr wylewa święconą wodę wokół niej... Mówi, że go zdradziła i takie tam... Kłócą się. - Martin patrzył przed siebie, przejmując obrazy i myśli opiekunki.
- Idziemy – postanowiłam, ale wtedy łowca skierował kuszę na Ruth i jej męża.
- Jeśli uciekniecie, zabiję ich. Walcz ze mną – zwrócił się do Erika.
- Tak ci się śpieszy do kolejnej porażki? - warknął mój opiekun, obserwując go spod przymrużonych powiek. - Zabiję cię kiedy indziej.
- Nic im nie zrobisz łowco, nie zabijasz ludzi – dodałam, patrząc na niego spod uniesionych brwi.
- Skoro są z wami w zmowie, to moi wrogowie – odparł Diego. - Co wam obiecali? - zwrócił się do Izraelitów. - Wieczne życie? Młodość? Siłę? To wszystko bzdura!
- Porwano naszą córkę – odrzekł mu Selim, zasłaniając żonę. - Pozwól choć jednemu z nich przyjść jej na ratunek.
- Trzeba było pilnować sobie córki, a nie zadawać się z krwiopijcami! - Łowca wydął wargi lekceważąco. W ręku trzymał uniesioną kuszę, celując w męża Ruth. Jego towarzysze mieli broń skierowaną w naszą stronę.
Erik spojrzał mężczyźnie w oczy, chcąc sprawdzić, czy mówi prawdę. Czy zabiłby ludzi po to, by osiągnąć swój cel? I czy nie wie nic o Talithie? Również spojrzałam. Jedyne, co zobaczyłam, zanim Diego odwrócił wzrok, to brak jakichkolwiek informacji o dziewczynce. W zielonych oczach tliła się tylko nienawiść do nas. Tajemniczy informator... Tylko jedna osoba przychodziła mi do głowy.
Zerknęłam na towarzyszy łowcy. Byli Izraelitami. Jeden z nich, wysoki, chudy dwudziestolatek, nie miał pojęcia o zabijaniu wampirów. Był pewien, że Diego, który ich zwerbował, nie skrzywdzi ludzi.
Drugi był nieco niższy, średniej postury i troszkę starszy. Zabił już kilka wampirów, uważając ich za potwory. Wpatrywałam się w jego oczy.
- Nie jesteśmy potworami – powiedziałam do niego cicho.
- Nie patrzcie im w oczy! - zawołał Diego.
- Martinie, co z Szoszannah? - spytał Erik.
- Martwi się o Talithę. I zobaczyła naszą sytuację... Mówi, żebyśmy ratowali jej rodzinę...
- To ją należy ratować – zaprzeczył mój opiekun. Wtedy zielonooki łowca skierował kuszę na jednego ze służących i wystrzelił.
Z przerażeniem obserwowałam, jak strzała przebija udo mężczyzny, który z głośnym jękiem upada na ziemię. Błyskawicznie znalazłam się przy nim, oglądając ranę i zastanawiając się, jak wyjąć bełt, żeby jeszcze bardziej nie rozerwać nogi. Spojrzałam w przerażoną twarz rannego. Mógł mieć niewiele ponad dwadzieścia lat.
Ruth wyrwała się do przodu i podbiegła do mnie. Uklękła obok, przy rannym. W jej oczach widać było lęk.
- Następny będzie on! - Diego skierował kuszę na Selima. Jego żona spojrzała na Erika błagalnym wzrokiem. Jeden z towarzyszy łowcy, ten młodszy i chudszy, złapał Diego za ramię, ale on się otrząsnął i zerknął na niego przelotnie. - Tak trzeba, inaczej wampiry nam uciekną. Stawaj do walki! - zwrócił się do Erika.
- Lily, nie! - zawołał nagle Martin, wpatrując się w pustą przestrzeń. - Nie zgadzam się! Miałaś nie... - Zamrugał gwałtownie oczami i spojrzał na mnie, potem na mojego opiekuna. - Zobaczyła, co się dzieje i przerwała połączenie. Zablokowała je... żebyśmy mogli się skupić na walce! Przekazała, byśmy szybko obronili jej rodzinę i pobiegli szukać Talithy. I że ona sobie poradzi, bo ma plan! A ten Samuel chce ją spalić na słońcu! - W głosie Martina przebrzmiewała panika.
- Jaki plan? - spytał go Erik.
- Nie powiedziała...
- To mamy czas do wschodu – uspokoiłam go. Odwróciłam głowę w stronę rannego, który patrzył teraz na mnie zbolałym wzrokiem. Ruth zdjęła chustę i spojrzała na mnie pytająco. Skinęłam głową, pojmując, o co jej chodzi. Zamiast wyjmować narzędzie i spowodować krwotok, wzięłam od Izraelitki chustę i pomogłam jej obandażować mu ranę. Podejrzewałam, że tak będzie najlepiej, aczkolwiek nadal nie miałam pomysłu, jak pozbyć się bełtu z uda.
Spojrzałam na swoje ręce, całe we krwi. Pokusa oblizania czerwonych palców dopadła mnie gwałtownie i niespodziewanie. Zacisnęłam zęby i wytarłam dłonie w suknię. Poczułam na sobie wzrok wyższego z łowców. Zerknęłam na niego.
- Rozumiem, że wasz przywódca nie poinformował was, że nie piję ludzkiej krwi? - spytałam, patrząc na niego.
- Odwróć wzrok i nie daj się zwieść – warknął Diego i spojrzał oczekująco na Erika. Westchnęłam i odwróciłam wzrok na mojego opiekuna.
Łowca powoli zsiadł z konia, czujny i gotowy do walki. Erik natomiast był niespokojny, myślami przy Lily.
„Spokojnie, Eriku. Bez pośpiechu. Musisz się skupić, inaczej ma szansę cię pokonać. Wiesz, że musisz wygrać. Skup się”, przekazałam mu.
„Kiedy go zabiję, biegnijcie od razu do Szoszannah. Tamci nie zrobią ludziom krzywdy.”
„Dobrze.” Gdy spojrzał na mnie swymi ciemnymi oczami, nasz wzrok na krótką chwilę się spotkał. To wystarczyło. Dodałam mu otuchy i na tym kończyła się moja rola. Resztę musiał zrobić sam. Nie wolno mi go było rozpraszać.
Stanęli naprzeciwko siebie. Diego wyciągnął dwa miecze z siodła i jeden z nich rzucił Erikowi, który złapał go zręcznie.
- Czuwajcie. Jeśli będą coś kombinować, zabijcie – zwrócił się do swoich ludzi. Młodszy odwrócił wzrok, zaś starszy skinął lekko głową, lecz w jego oczach, przez jeden, krótki moment dostrzegłam niepewność.
Martin podszedł do mnie i do Ruth, klęczącej przy rannym służącym. Wstałam i spojrzałam na niego. Potem na mężczyzn. Niedostrzegalnie skinął głową.
- Ja biorę tego niższego – mruknęłam cicho.
- Oszołomimy ich, jak zacznie się walka?
- Tak.
Podobnie jak Martin, nie miałam zamiaru ich zabijać, aczkolwiek wiedziałam, że gdy nie będzie innego wyboru, nie mogę się zawahać.
Ale ich krwi i tak nie wypiję, postanowiłam. Obrona konieczna, tylko i wyłącznie.
Rozpoczęła się walka. Ludzie wpatrywali się zafascynowani, jak Erik śmigał wokół łowcy, który ze stoickim niemalże spokojem odbijał wszystkie, błyskawiczne przecież ciosy. Jego zielone oczy błyszczały tylko złowrogim blaskiem. Mój opiekun zlewał się w ciemną plamę, lecz Diego zawsze potrafił przewidzieć, gdzie uderzy. Teraz nie padał deszcz. Nic nie rozpraszało groźnego łowcy.
Postanowiłam to zmienić.
- Teraz – szepnęłam do Martina i rzuciłam się na niższego z mężczyzn. Mój narzeczony zrobił to samo z drugim. Tak jak przewidziałam, nie byli wyszkolonymi łowcami. Żaden z nich nie zdążył nawet wystrzelić. Ściągnęliśmy ich z konia i zabraliśmy broń. Zerwali się na równe nogi i stali teraz naprzeciwko nas, zdezorientowani. W końcu starszy się opamiętał i wyjął długi, ostry sztylet. Uśmiechnęłam się na ten widok, podobnie jak Martin, który spod uniesionych brwi obserwował młodszego „łowcę”, gwałtownie próbującego wyciągnąć nóż zza pasa. Jego towarzysz przewrócił oczami i wyjął drugi sztylet, podając mu. Chudszy mężczyzna wziął go pośpiesznie i wyciągnął w naszą stronę obronnym gestem.
Zerknęłam na chwilę na Erika. Walka wciąż nie posuwała się w żadną stronę. Irytowało mnie, że Diego tak dobrze potrafił walczyć. Wydawało się wręcz nieprawdopodobne, że odbija wszystkie ciosy wampira. Jednak ludzie szybko się męczą, miałam więc nadzieję, że czas działa na jego niekorzyść.
Czas był jednak również naszym wrogiem. Musieliśmy szybko odnaleźć Szoszannah, każda chwila mogła być decydująca, a wschód słońca zbliżał się nieubłaganie...
Postanowiłam odwrócić uwagę łowcy i to dokładnie w ten sam sposób, co on nas zatrzymał. Błyskawicznie znalazłam się za niższym towarzyszem Diego, wyrwałam mu sztylet i przyłożyłam do gardła. Martin spojrzał zdumiony, ale w jednej chwili pojął moje intencje. Podniósł jedną z kusz i wycelował w młodszego mężczyznę.
- Diego! - zawołałam głośno. - Pozwól nam odejść, inaczej go zabiję!
Łowca nawet nie oderwał wzroku od Erika, który się zatrzymał, obserwując przeciwnika.
- A co ja jestem, ich niańka? Niech się sami bronią! - Uniósł lekko miecz, ale nie atakował. Wiedziałam, że Erik tylko na to czekał. Jeden nierozważny ruch i koniec walki. Byłam pewna, że gdyby nie złość i pośpiech mojego opiekuna, już dawno pokonałby łowcę. Widziałam wyraźnie, że nie może się skupić. Choć nie wchodziłam teraz do jego głowy, miałam pewność, że myśli o Szoszannah.
Spojrzałam na mężczyznę, któremu groziłam. Serce biło mu w przyśpieszonym tempie; wierzył, że mogę go zabić. Prychnęłam, puściłam go i znalazłam się naprzeciwko niego.
- I co, nadal wierzycie swojemu przywódcy? Poświęca was bez wahania.
Dostrzegłam zmieszanie w jego wzroku. Drugi Izraelita popatrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
- Nie zabijacie ludzi? - spytał.
Pokręciłam głową. Zastanawiałam się, czy nie pokazać im krzyży, ale doszłam do wniosku, że skoro nie są chrześcijanami, nie byłoby to dla nich szczególnie przekonujące.
- Pijemy krew zwierząt – wyjaśnił Martin, na co starszy z mężczyzn skrzywił się. Wiedziałam, że jest to niezgodne z ich wiarą, podobnie jak jedzenie wieprzowiny, zwierząt parzystokopytnych, niektórych ryb...
Mój narzeczony ciągle celował do nich z kuszy, ale żaden z nich już nie próbował wyciągać broni. Spojrzeli na walczących. Podążyłam za ich wzrokiem.
Erik i Diego wciąż krzyżowali miecze. Zaczęli zataczać coraz szersze kręgi, kierując się w naszą stronę. Łowca wyraźnie coś kombinował. Nagle potknął się. Erik ciął go w prawe ramię, ale mężczyzna wyciągnął coś i rzucił w jego stronę. Mój opiekun w ostatniej chwili uchylił się przed długim, cienkim kołkiem, który wbił się w korę drzewa.
- Niedługo świt – szepnął mi Martin. Poczułam, jakby żelazna obręcz ściskała moją pierś.
W tym momencie Erik wykorzystał nieuwagę łowcy i ciął go wzdłuż brzucha. Bryzgnęła krew. Mężczyzna zatoczył się, miecz wypadł mu z dłoni, którą dotknął rozległej rany. Upadł na kolana, a potem na twarz.
- I to by było na tyle – mruknął mój opiekun. - Ruszamy do Ściany Płaczu!
Odwrócił się, a Martin i ja ruszyliśmy za nim. I wówczas dobiegł nas ostrzegawczy okrzyk Ruth.
Obejrzeliśmy się. Łowca klęczał, trzymając w rękach kuszę, wycelowaną w Erika. Chciał strzelić mu w plecy, lecz nie zdążył. Broń wypadła mu z ręki, a w oczach miał zdumienie. Zielone oczy pociemniały i upadł na twarz. W plecach tkwił mu bełt z kuszy. Spojrzałam w stronę, z której padł strzał i ze zdumienia nie mogłam wykrztusić słowa.
Z rozwianym włosem, kuszą w ręku i przebiegłym uśmieszkiem, stała Dalila, która właśnie uratowała życie Erikowi.
- Trafiłam – oznajmiła radośnie i skierowała kuszę w stronę wyższego łowcy.
- Nie! - zawołałam jednocześnie z Martinem. Błyskawicznie zasłoniliśmy Izraelitów. Rudowłosa wampirzyca zrobiła wielkie oczy.
- Bronicie łowców?
- Oni nie są źli.
- Musimy ratować Szoszannah – przypomniał stanowczo Erik, przyglądając się uważnie rudej wampirzycy.
- Nie zdążymy dotrzeć tam przed słońcem... - szepnął Martin.
- I co z naszą córką? - zawołał Selim, podchodząc do nas.
- Spokojnie, po kolei. - Stanęłam przed nimi. - Po pierwsze: niedoszli łowcy niech wsiadają na konie i się wynoszą, bo inaczej skończą jak ich przywódca. - Spojrzałam na nich. - Zrozumiano?
Na szczęście nie trzeba im było dwa razy powtarzać. Z lękiem w oczach pobiegli w stronę swoich rumaków i już po chwili ruszyli w drogę powrotną.
- Ja bym tego nie robiła – mruknęła Dalila, patrząc za nimi.
- Po drugie: Dalilo, wiesz coś o Szoszannah? - Zerknęłam niespokojnie na niebo, które wskazywało na zbliżający się świt.
- Ja właśnie w tej sprawie przyszłam – oznajmiła spokojnie wampirzyca.
- Jak to?! - Erik w jednej chwili znalazł się przy niej i złapał ją za ramiona.
- No... nie wiem, co się z nią stało, ale widziałam ciemnowłosą wampirzycę, przywiązującą małą dziewczynkę. Najpierw chciałam... zresztą, nieważne. Jak poznałam, że to ta mała, słodka Talitha, postanowiłam ją uwolnić. - Ostatnie słowa wypowiedziała z dumą, patrząc na Erika z uśmiechem. - I dziewczynka mi powiedziała, że Szoszannah jest w niebezpieczeństwie, porwał ją zły człowiek... a ta wampirzyca miała zaraz po nią wrócić. To ją zabrałam i przyleciałam do was.
- A Szoszannah?! - Mój opiekun patrzył na nią z nadzieją. - Pomogłaś jej?
- Gdzie jest Talitha?! - Ruth podbiegła do Dalili.
- Musiałam wybierać, dziewczynka albo wampirzyca. Stwierdziłam, że Szoszannah sobie poradzi i zabrałam małą. - Wzruszyła ramionami i odwróciła się w stronę drzew, wołając: - Talitho, możesz już wyjść!
W tym momencie zza gęstwiny wyłoniła się mała dziewczynka. Początkowo z przestrachem, gdy jednak ujrzała swoich rodziców, puściła się biegiem w naszą stronę.
- A więc tajemniczy informator miał rację, że tu was znajdę. - Skierował kuszę w naszą stronę.
- Nie mam teraz na ciebie czasu – syknął Erik i zwrócił się do Martina: - Co z Szoszannah?
- Ten łotr wylewa święconą wodę wokół niej... Mówi, że go zdradziła i takie tam... Kłócą się. - Martin patrzył przed siebie, przejmując obrazy i myśli opiekunki.
- Idziemy – postanowiłam, ale wtedy łowca skierował kuszę na Ruth i jej męża.
- Jeśli uciekniecie, zabiję ich. Walcz ze mną – zwrócił się do Erika.
- Tak ci się śpieszy do kolejnej porażki? - warknął mój opiekun, obserwując go spod przymrużonych powiek. - Zabiję cię kiedy indziej.
- Nic im nie zrobisz łowco, nie zabijasz ludzi – dodałam, patrząc na niego spod uniesionych brwi.
- Skoro są z wami w zmowie, to moi wrogowie – odparł Diego. - Co wam obiecali? - zwrócił się do Izraelitów. - Wieczne życie? Młodość? Siłę? To wszystko bzdura!
- Porwano naszą córkę – odrzekł mu Selim, zasłaniając żonę. - Pozwól choć jednemu z nich przyjść jej na ratunek.
- Trzeba było pilnować sobie córki, a nie zadawać się z krwiopijcami! - Łowca wydął wargi lekceważąco. W ręku trzymał uniesioną kuszę, celując w męża Ruth. Jego towarzysze mieli broń skierowaną w naszą stronę.
Erik spojrzał mężczyźnie w oczy, chcąc sprawdzić, czy mówi prawdę. Czy zabiłby ludzi po to, by osiągnąć swój cel? I czy nie wie nic o Talithie? Również spojrzałam. Jedyne, co zobaczyłam, zanim Diego odwrócił wzrok, to brak jakichkolwiek informacji o dziewczynce. W zielonych oczach tliła się tylko nienawiść do nas. Tajemniczy informator... Tylko jedna osoba przychodziła mi do głowy.
Zerknęłam na towarzyszy łowcy. Byli Izraelitami. Jeden z nich, wysoki, chudy dwudziestolatek, nie miał pojęcia o zabijaniu wampirów. Był pewien, że Diego, który ich zwerbował, nie skrzywdzi ludzi.
Drugi był nieco niższy, średniej postury i troszkę starszy. Zabił już kilka wampirów, uważając ich za potwory. Wpatrywałam się w jego oczy.
- Nie jesteśmy potworami – powiedziałam do niego cicho.
- Nie patrzcie im w oczy! - zawołał Diego.
- Martinie, co z Szoszannah? - spytał Erik.
- Martwi się o Talithę. I zobaczyła naszą sytuację... Mówi, żebyśmy ratowali jej rodzinę...
- To ją należy ratować – zaprzeczył mój opiekun. Wtedy zielonooki łowca skierował kuszę na jednego ze służących i wystrzelił.
Z przerażeniem obserwowałam, jak strzała przebija udo mężczyzny, który z głośnym jękiem upada na ziemię. Błyskawicznie znalazłam się przy nim, oglądając ranę i zastanawiając się, jak wyjąć bełt, żeby jeszcze bardziej nie rozerwać nogi. Spojrzałam w przerażoną twarz rannego. Mógł mieć niewiele ponad dwadzieścia lat.
Ruth wyrwała się do przodu i podbiegła do mnie. Uklękła obok, przy rannym. W jej oczach widać było lęk.
- Następny będzie on! - Diego skierował kuszę na Selima. Jego żona spojrzała na Erika błagalnym wzrokiem. Jeden z towarzyszy łowcy, ten młodszy i chudszy, złapał Diego za ramię, ale on się otrząsnął i zerknął na niego przelotnie. - Tak trzeba, inaczej wampiry nam uciekną. Stawaj do walki! - zwrócił się do Erika.
- Lily, nie! - zawołał nagle Martin, wpatrując się w pustą przestrzeń. - Nie zgadzam się! Miałaś nie... - Zamrugał gwałtownie oczami i spojrzał na mnie, potem na mojego opiekuna. - Zobaczyła, co się dzieje i przerwała połączenie. Zablokowała je... żebyśmy mogli się skupić na walce! Przekazała, byśmy szybko obronili jej rodzinę i pobiegli szukać Talithy. I że ona sobie poradzi, bo ma plan! A ten Samuel chce ją spalić na słońcu! - W głosie Martina przebrzmiewała panika.
- Jaki plan? - spytał go Erik.
- Nie powiedziała...
- To mamy czas do wschodu – uspokoiłam go. Odwróciłam głowę w stronę rannego, który patrzył teraz na mnie zbolałym wzrokiem. Ruth zdjęła chustę i spojrzała na mnie pytająco. Skinęłam głową, pojmując, o co jej chodzi. Zamiast wyjmować narzędzie i spowodować krwotok, wzięłam od Izraelitki chustę i pomogłam jej obandażować mu ranę. Podejrzewałam, że tak będzie najlepiej, aczkolwiek nadal nie miałam pomysłu, jak pozbyć się bełtu z uda.
Spojrzałam na swoje ręce, całe we krwi. Pokusa oblizania czerwonych palców dopadła mnie gwałtownie i niespodziewanie. Zacisnęłam zęby i wytarłam dłonie w suknię. Poczułam na sobie wzrok wyższego z łowców. Zerknęłam na niego.
- Rozumiem, że wasz przywódca nie poinformował was, że nie piję ludzkiej krwi? - spytałam, patrząc na niego.
- Odwróć wzrok i nie daj się zwieść – warknął Diego i spojrzał oczekująco na Erika. Westchnęłam i odwróciłam wzrok na mojego opiekuna.
Łowca powoli zsiadł z konia, czujny i gotowy do walki. Erik natomiast był niespokojny, myślami przy Lily.
„Spokojnie, Eriku. Bez pośpiechu. Musisz się skupić, inaczej ma szansę cię pokonać. Wiesz, że musisz wygrać. Skup się”, przekazałam mu.
„Kiedy go zabiję, biegnijcie od razu do Szoszannah. Tamci nie zrobią ludziom krzywdy.”
„Dobrze.” Gdy spojrzał na mnie swymi ciemnymi oczami, nasz wzrok na krótką chwilę się spotkał. To wystarczyło. Dodałam mu otuchy i na tym kończyła się moja rola. Resztę musiał zrobić sam. Nie wolno mi go było rozpraszać.
Stanęli naprzeciwko siebie. Diego wyciągnął dwa miecze z siodła i jeden z nich rzucił Erikowi, który złapał go zręcznie.
- Czuwajcie. Jeśli będą coś kombinować, zabijcie – zwrócił się do swoich ludzi. Młodszy odwrócił wzrok, zaś starszy skinął lekko głową, lecz w jego oczach, przez jeden, krótki moment dostrzegłam niepewność.
Martin podszedł do mnie i do Ruth, klęczącej przy rannym służącym. Wstałam i spojrzałam na niego. Potem na mężczyzn. Niedostrzegalnie skinął głową.
- Ja biorę tego niższego – mruknęłam cicho.
- Oszołomimy ich, jak zacznie się walka?
- Tak.
Podobnie jak Martin, nie miałam zamiaru ich zabijać, aczkolwiek wiedziałam, że gdy nie będzie innego wyboru, nie mogę się zawahać.
Ale ich krwi i tak nie wypiję, postanowiłam. Obrona konieczna, tylko i wyłącznie.
Rozpoczęła się walka. Ludzie wpatrywali się zafascynowani, jak Erik śmigał wokół łowcy, który ze stoickim niemalże spokojem odbijał wszystkie, błyskawiczne przecież ciosy. Jego zielone oczy błyszczały tylko złowrogim blaskiem. Mój opiekun zlewał się w ciemną plamę, lecz Diego zawsze potrafił przewidzieć, gdzie uderzy. Teraz nie padał deszcz. Nic nie rozpraszało groźnego łowcy.
Postanowiłam to zmienić.
- Teraz – szepnęłam do Martina i rzuciłam się na niższego z mężczyzn. Mój narzeczony zrobił to samo z drugim. Tak jak przewidziałam, nie byli wyszkolonymi łowcami. Żaden z nich nie zdążył nawet wystrzelić. Ściągnęliśmy ich z konia i zabraliśmy broń. Zerwali się na równe nogi i stali teraz naprzeciwko nas, zdezorientowani. W końcu starszy się opamiętał i wyjął długi, ostry sztylet. Uśmiechnęłam się na ten widok, podobnie jak Martin, który spod uniesionych brwi obserwował młodszego „łowcę”, gwałtownie próbującego wyciągnąć nóż zza pasa. Jego towarzysz przewrócił oczami i wyjął drugi sztylet, podając mu. Chudszy mężczyzna wziął go pośpiesznie i wyciągnął w naszą stronę obronnym gestem.
Zerknęłam na chwilę na Erika. Walka wciąż nie posuwała się w żadną stronę. Irytowało mnie, że Diego tak dobrze potrafił walczyć. Wydawało się wręcz nieprawdopodobne, że odbija wszystkie ciosy wampira. Jednak ludzie szybko się męczą, miałam więc nadzieję, że czas działa na jego niekorzyść.
Czas był jednak również naszym wrogiem. Musieliśmy szybko odnaleźć Szoszannah, każda chwila mogła być decydująca, a wschód słońca zbliżał się nieubłaganie...
Postanowiłam odwrócić uwagę łowcy i to dokładnie w ten sam sposób, co on nas zatrzymał. Błyskawicznie znalazłam się za niższym towarzyszem Diego, wyrwałam mu sztylet i przyłożyłam do gardła. Martin spojrzał zdumiony, ale w jednej chwili pojął moje intencje. Podniósł jedną z kusz i wycelował w młodszego mężczyznę.
- Diego! - zawołałam głośno. - Pozwól nam odejść, inaczej go zabiję!
Łowca nawet nie oderwał wzroku od Erika, który się zatrzymał, obserwując przeciwnika.
- A co ja jestem, ich niańka? Niech się sami bronią! - Uniósł lekko miecz, ale nie atakował. Wiedziałam, że Erik tylko na to czekał. Jeden nierozważny ruch i koniec walki. Byłam pewna, że gdyby nie złość i pośpiech mojego opiekuna, już dawno pokonałby łowcę. Widziałam wyraźnie, że nie może się skupić. Choć nie wchodziłam teraz do jego głowy, miałam pewność, że myśli o Szoszannah.
Spojrzałam na mężczyznę, któremu groziłam. Serce biło mu w przyśpieszonym tempie; wierzył, że mogę go zabić. Prychnęłam, puściłam go i znalazłam się naprzeciwko niego.
- I co, nadal wierzycie swojemu przywódcy? Poświęca was bez wahania.
Dostrzegłam zmieszanie w jego wzroku. Drugi Izraelita popatrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
- Nie zabijacie ludzi? - spytał.
Pokręciłam głową. Zastanawiałam się, czy nie pokazać im krzyży, ale doszłam do wniosku, że skoro nie są chrześcijanami, nie byłoby to dla nich szczególnie przekonujące.
- Pijemy krew zwierząt – wyjaśnił Martin, na co starszy z mężczyzn skrzywił się. Wiedziałam, że jest to niezgodne z ich wiarą, podobnie jak jedzenie wieprzowiny, zwierząt parzystokopytnych, niektórych ryb...
Mój narzeczony ciągle celował do nich z kuszy, ale żaden z nich już nie próbował wyciągać broni. Spojrzeli na walczących. Podążyłam za ich wzrokiem.
Erik i Diego wciąż krzyżowali miecze. Zaczęli zataczać coraz szersze kręgi, kierując się w naszą stronę. Łowca wyraźnie coś kombinował. Nagle potknął się. Erik ciął go w prawe ramię, ale mężczyzna wyciągnął coś i rzucił w jego stronę. Mój opiekun w ostatniej chwili uchylił się przed długim, cienkim kołkiem, który wbił się w korę drzewa.
- Niedługo świt – szepnął mi Martin. Poczułam, jakby żelazna obręcz ściskała moją pierś.
W tym momencie Erik wykorzystał nieuwagę łowcy i ciął go wzdłuż brzucha. Bryzgnęła krew. Mężczyzna zatoczył się, miecz wypadł mu z dłoni, którą dotknął rozległej rany. Upadł na kolana, a potem na twarz.
- I to by było na tyle – mruknął mój opiekun. - Ruszamy do Ściany Płaczu!
Odwrócił się, a Martin i ja ruszyliśmy za nim. I wówczas dobiegł nas ostrzegawczy okrzyk Ruth.
Obejrzeliśmy się. Łowca klęczał, trzymając w rękach kuszę, wycelowaną w Erika. Chciał strzelić mu w plecy, lecz nie zdążył. Broń wypadła mu z ręki, a w oczach miał zdumienie. Zielone oczy pociemniały i upadł na twarz. W plecach tkwił mu bełt z kuszy. Spojrzałam w stronę, z której padł strzał i ze zdumienia nie mogłam wykrztusić słowa.
Z rozwianym włosem, kuszą w ręku i przebiegłym uśmieszkiem, stała Dalila, która właśnie uratowała życie Erikowi.
- Trafiłam – oznajmiła radośnie i skierowała kuszę w stronę wyższego łowcy.
- Nie! - zawołałam jednocześnie z Martinem. Błyskawicznie zasłoniliśmy Izraelitów. Rudowłosa wampirzyca zrobiła wielkie oczy.
- Bronicie łowców?
- Oni nie są źli.
- Musimy ratować Szoszannah – przypomniał stanowczo Erik, przyglądając się uważnie rudej wampirzycy.
- Nie zdążymy dotrzeć tam przed słońcem... - szepnął Martin.
- I co z naszą córką? - zawołał Selim, podchodząc do nas.
- Spokojnie, po kolei. - Stanęłam przed nimi. - Po pierwsze: niedoszli łowcy niech wsiadają na konie i się wynoszą, bo inaczej skończą jak ich przywódca. - Spojrzałam na nich. - Zrozumiano?
Na szczęście nie trzeba im było dwa razy powtarzać. Z lękiem w oczach pobiegli w stronę swoich rumaków i już po chwili ruszyli w drogę powrotną.
- Ja bym tego nie robiła – mruknęła Dalila, patrząc za nimi.
- Po drugie: Dalilo, wiesz coś o Szoszannah? - Zerknęłam niespokojnie na niebo, które wskazywało na zbliżający się świt.
- Ja właśnie w tej sprawie przyszłam – oznajmiła spokojnie wampirzyca.
- Jak to?! - Erik w jednej chwili znalazł się przy niej i złapał ją za ramiona.
- No... nie wiem, co się z nią stało, ale widziałam ciemnowłosą wampirzycę, przywiązującą małą dziewczynkę. Najpierw chciałam... zresztą, nieważne. Jak poznałam, że to ta mała, słodka Talitha, postanowiłam ją uwolnić. - Ostatnie słowa wypowiedziała z dumą, patrząc na Erika z uśmiechem. - I dziewczynka mi powiedziała, że Szoszannah jest w niebezpieczeństwie, porwał ją zły człowiek... a ta wampirzyca miała zaraz po nią wrócić. To ją zabrałam i przyleciałam do was.
- A Szoszannah?! - Mój opiekun patrzył na nią z nadzieją. - Pomogłaś jej?
- Gdzie jest Talitha?! - Ruth podbiegła do Dalili.
- Musiałam wybierać, dziewczynka albo wampirzyca. Stwierdziłam, że Szoszannah sobie poradzi i zabrałam małą. - Wzruszyła ramionami i odwróciła się w stronę drzew, wołając: - Talitho, możesz już wyjść!
W tym momencie zza gęstwiny wyłoniła się mała dziewczynka. Początkowo z przestrachem, gdy jednak ujrzała swoich rodziców, puściła się biegiem w naszą stronę.
stachoka@poczta.onet.pl
OdpowiedzUsuń26 kwietnia 2011 o 16:29
Rozdział pełen dramatyzmu. Pojawienie się Diego wraz z łowcami pokrzyżowało plany ratunku Lili. Całe szczęście, że zjawiła się Dalila i pomogła Erikowi, gdyby ni eona Diego na pewno by go zabił. No i uratowała małą. Jestem pełna podziwu dla niej, nie spodziewałam się, że jest zdolna do takich czynów. Czasami pozory mylą, a czasami to co się dzieje też jest pozorem :-) Mam tylko nadzieję, że Dalila nie miała tego uknutego i nie jest to część jej planu. Ano zobaczymy dalej. Teraz trzymam kciuki, aby zdążyli dotrzeć do Lili zanim wzejdzie słońce. Podobało mi się też, gdy Amanda wypuściła tych dwóch łowców – naprawdę ma ludzkie uczucia i nadal pozostała człowiekiem. Liczy się dla niej życie ludzkie i zabija tylko w ostateczności. Uff ulżyło mi, że dziewczynka jest już bezpieczna. Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejną notkę.Prithika
Odpowiedz
~Natalia
26 kwietnia 2011 o 22:08
Powiem tak: nawet się nie domyślasz, ile się domyślasz:):):)
Odpowiedz
~Prithika(www.pisanedlasiebie.blog.onet.pl)
27 kwietnia 2011 o 09:45
Naprawdę? A to mi dałaś do myślenia :-)
Odpowiedz
~Natalia
27 kwietnia 2011 o 18:15
I o to chodziło:):)
Odpowiedz
justilla
26 kwietnia 2011 o 17:41
Kiedyś się uduszę podczas czytania, tak trzymasz w napięciu. Ale Dalili nie polubię, co to, to nie! Ale mimo wszystko cieszę się, że uratowała małą, i mam nadzieję, że reszta zdąży uratować Lily. Ciekawe jaki ma plan… Oby skuteczny, Erik nie może jej stracić! Pisz jak najszybciej ;*
Odpowiedz
~Natalia
26 kwietnia 2011 o 22:20
Oj, nie duś się, miałaś wytrwać do końca:p
Odpowiedz
justilla
27 kwietnia 2011 o 23:13
Ha i wytrwam, wierz mi xD Nawet z zaświatów, gdzie mnie wkrótce wyślesz ;P
Odpowiedz
~Natalia
28 kwietnia 2011 o 00:01
Ooo, będziesz aniołem? To wpadnij do mnie, zawsze chciałam zobaczyć anioła:-D
Odpowiedz
justilla
28 kwietnia 2011 o 17:09
Spoko, za parę rozdziałów masz to jak w banku ;P
~Natalia
29 kwietnia 2011 o 18:46
A kto wtedy dokończy Twoją opowieść?:p
~justilla
30 kwietnia 2011 o 17:52
Prześlę ją faksem z Nieba :D
~Natalia
2 maja 2011 o 03:20
A nie możesz jej wydać w jakimś niebiańskim wydawnictwie?:-D
justilla
2 maja 2011 o 11:17
Niee… Bo jeszcze ocenzurują za niewłaściwe przedstawienie ich :)
~Natalia
2 maja 2011 o 21:36
Myślę raczej, że ocenzurowaliby, gdybyś przedstawiła ich właściwie;)
justilla
3 maja 2011 o 10:47
Niegłupi tok myślenia… Dobra, jak tam trafię i się rozeznam, to dam znać ;) Jak wydadzą to Ci prześlę, a na razie, jeśli pożyję wystarczająco długo, to do końca tygodnia będzie nowy rozdział ;)
~Natalia
3 maja 2011 o 11:58
O to super:):) Czekam w takim razie;)
~Vivi
OdpowiedzUsuń26 kwietnia 2011 o 18:56
Ale akcja, jestem pełna podziwu do pomysłów i fabuły. I Dalia nie okazała się su**, tak jak na początku myślałam, no proszę. Mam wielką nadzieję, że Szoszo przeżyje a Eric zdąży ją uratować. A i co to za tajemniczy plan?? No Kochana czekam na ciąg dalszy :**Buziaczki
Odpowiedz
~agata
26 kwietnia 2011 o 19:04
Tak się cieszę, ze Erik wygrał. Jeśli chodzi o walke, to bardzo dobrze opisana scena;) Mam nadzieję, że uda im się uratować Szoszanah przed świtem… Byłoby szkoda, takiej wampirzycy.Proszę, proszę – Dalila okazała sie przydatna… Myślę, że dobrze zrobiła ratując dziecko;)Błędów nie zauważyłam;) czekam na cd;*
Odpowiedz
~Kara007
26 kwietnia 2011 o 20:46
Na szczęście Erikowi nic nie jest ;) No i małej oczywiście, choć nie ukrywam, że bardziej smuciłabym się po śmierci naszego przystojnego Greka, niż po śmierci małej – za bardzo lubię Erika;) Mam nadzieję, że jednak zdołają ocalić Lily. Nie wiem jak, nie wiem jakim cudem zdążą pod Ścianę Płaczu, ale ja jednak w to wierzę ;) Że ją ocalą i że cali w czwórkę (bądź i piątkę – wliczając Dalilę, o ile będzie chciała im pomóc, choć czegóż ona by nie zrobiła, by zaimponować Erikowi?? ;)) i schronią się gdzieś po drodze, by zaczekać do zachodu słońca i ruszyć w dalszą drogę. Mam nadzieję, że tak będzie ;) Rozdział jak zawsze świetny. Cały czas trzyma w napięciu, a urwany w takim momencie? No, przyznam, jeszcze bardziej potęguje napięcie, ciekawość ;) No, bosko ;p Z niecierpliwością czekam na nexta ;) Pozdrawiam i życzę weny ;**
Odpowiedz
~Natalia
27 kwietnia 2011 o 18:17
Chyba każdy lubi Erika;)
Odpowiedz
~Susannah
27 kwietnia 2011 o 12:58
Po każdym nowym rozdziale przez pierwsze dwa dni czytam go po kilka razy i denerwuję się, że nie ma na Twoim blogu możliwości przeczytania wcześniejszego „premierowego” odcinka :O
Odpowiedz
~Natalia
27 kwietnia 2011 o 18:18
Nie narzekaj, i tak wiesz już więcej niż pozostali czytelnicy:):) Wiesz nawet to, czego nikt się nie spodziewa;p Masz przywileje:):)
Odpowiedz
~Susannah
27 kwietnia 2011 o 22:44
Zawsze chciałam wiedzieć więcej niż inni. Teraz też!!! Mam nadzieję, że uda Ci się wrzucić ten rozdział w niedzielę. W każdym razie pienię się z ciekawości ;)
Odpowiedz
~Natalia
28 kwietnia 2011 o 00:07
Ćwicz cierpliwość:-D
Odpowiedz
~Susannah
28 kwietnia 2011 o 14:57
Wiesz, co by na to powiedziała Szoszannah? „O nie!” :D
~Natalia
29 kwietnia 2011 o 18:45
A wiesz, co by powiedział Erik?;>
~Susannah
29 kwietnia 2011 o 21:23
Co?
~Natalia
30 kwietnia 2011 o 02:47
O tak!:):):)
~Susannah
2 maja 2011 o 19:59
Niech mnie nie prowokuje, bo pierze się znowu posypie :P
~Natalia
2 maja 2011 o 21:37
Ale on lubi prowokować:):) A pierza się nie boi;p
~Susannah
3 maja 2011 o 14:57
To niech się boi Szoszannah! I jej gniewu!!! :D
~Annie
27 kwietnia 2011 o 14:28
W tym rozdziale było aż wręcz za dużo emocji. Jakie napięcie, do samego końca. :) Ale nie narzekam, rozdział bardzo udany. ;) Pozdrawiam i życzę weny. ;D
~Lyanne Grey
OdpowiedzUsuń27 kwietnia 2011 o 16:56
Fajne, fajne :D zauważyłam tylko jeden błąd, po prostu mi sie to nie podoba:”- Tak ci się śpieszy do kolejnej porażki? – warknął mój opiekun, obserwując go spod przymrużonych powiek. – Zabiję cię kiedy indziej. – Nic im nie zrobisz, nie zabijasz ludzi – dodałam, patrząc na niego spod uniesionych brwi.”W zdaniu Amandy nie wiadomo o kogo chodzi. Najpierw piszesz o Eriku, a dalej to, co powiedziała główna bohaterka. Rozumiesz, o co mi chodzi? Brakuje podmiotu. Pozdrawiam :)
Odpowiedz
~Natalia
27 kwietnia 2011 o 18:20
Faktycznie, masz rację, zaraz poprawię, dziękuję;)
Odpowiedz
~Lilith Bathory
27 kwietnia 2011 o 17:07
No no zaskoczyło mnie zachowanie Dalili. Rozdział niezwykle emocjonujący. Normalnie nie mogłam się oderwać. Potrafisz przekazać taki ładunek emocji, ze aż dech zapiera. Mam nadzieje, że z Lily będzie wszystko dobrze. Pisz szybko. Pozdrawiam [taikasanoja]
Odpowiedz
~Incandessence
27 kwietnia 2011 o 20:17
[SPAM] Zastanawiasz się, jak ludzie obierają Twoją twórczość?Czy potrafisz pisać tak, by zaciekawić nawet najbardziej wybrednego czytelnika?Czy Twoje opowiadanie ma wszystko to, co powinno posiadać?Czy jest oryginalne? Czy ma w sobie „to coś”?Chcesz się tego dowiedzieć? Nic prostszego!Zgłoś się do oceny na HIHAN.blog.onet.pl, a Twoje wszelkie wątpliwości zostaną rozwiane.Możesz również postarać się o „posadę” Oceniającej.Nie czekaj!PS. Jeżeli nie tolerujesz spamu, po prostu skasuj ten komentarz.
Odpowiedz
~waampirzycaa.blog.onet.pl
28 kwietnia 2011 o 09:54
Myślałam, że Amanda jednak obliże swoje palce, ale jest silna! ;) Walka była naprawdę imponująca. Cieszę się, że dziewczynka została uratowana.
Odpowiedz
~Serina
1 maja 2011 o 10:37
No i Talitha uratowana, w dodatku, czego się w ogóle nie spodziewałam, przez TĘ Dalilę, która taka była zła za to, że Erik ją odrzucił. Zmienna dziewczyna, nie ma co. Sądzę, że Szoszannah również zostanie uratowana, bo jej luby chyba by nie przeżył jej śmierci (niech będzie śmierci, nie wiem, jak to nazwać inaczej). Może jednak zaskoczysz i uśmiercisz Lily? ^^ Byłoby interesująco, trzeba przyznać. A może wymyślisz jeszcze coś innego? W każdym razie na pewno przeczytam. Weny :*
Odpowiedz
~Yuutsuna
1 maja 2011 o 11:18
Uff. Jak dobrze, że zamieszczasz opisy bohaterów! Powoli wracam do czytania, ale taka podstrona wiele mi ułatwiła!
Odpowiedz
~Monique
1 maja 2011 o 18:24
Świetny rozdział! tak się zaczytałam, że nie zauważyłam, a już się skończył, dlatego z niecierpliwością czekam na następny :) Wartka akcja i jak zwykle pozytywne aspekty wampirzej wstrzemięźliwości :) No i moja ulubienica Talitha się znalazła :DPozdrawiam cieplutko :)
Odpowiedz
~Natalia
2 maja 2011 o 03:22
Dziękuję za komentarz:) a Twoja ulubienica odegra niedługo kluczową rolę;>
Odpowiedz
~Claudia
1 maja 2011 o 18:55
Bo nikt nie wie, co czai się w ciemności. Bo jeszcze nikt nie przedarł się przez otchłań krytycznych zarzutów. Ale tylko odważni podejmują próbę. Walczą, oddają swe duszę… przelewają swą krew. Ocenialnia niesmiertelna-ocena.blog.onet.pl czeka na zgłoszenia. Tylko nieliczni przetrwają taniec z wampirzymi tancerkami. Niewielu powstrzyma nieobliczalną chęć spożywania krwi. Krwi płynącej z blogów. Każdy błąd… może doprowadzić do tego, iż będziesz tylko marną fiolką posoki. Zgłoś się. I pozwól swej podświadomości ulec błogiemu uczuciu przerażenia.
Odpowiedz
~Natalia
2 maja 2011 o 03:24
Haha dobre:-)
Odpowiedz
~Inscriptum
15 sierpnia 2011 o 17:21
Na początek: śliczna Talitha wróciła! :) Za to nadęta Dalila również, co za bardzo mnie nie cieszy. :/ Erik znowu wygrał z Diego, ale to Dalila go dobiła. Jednak zastanawia mnie fakt, iż XXIII rozdział nosi tytuł „Zemsta Diego”. W takim razie ten ohydny łowca przeżył? Czy może jego kumple uknuli coś na nasze wampiry? Szoszannah jest w niebezpieczeństwie! Niech lecą ją ratować, a nie słuchają tej durnowatej Dalili.